POBIERZ BEZPŁATNIE KSIĄŻKI NA STRONIE KSIĘGARNI
MAMUSIU, DLACZEGO MAM SIUSIACZA, JEŚLI JESTEM DZIEWCZYNKĄ?
Ile jeszcze upłynie czasu, zanim w Polsce padnie takie pytanie,
nie wiemy, ale wiemy, że trend zwany skrótowo „gender” zbliża się do nas
wielkimi krokami i jeśli chcemy być nowoczesnym krajem Europy i świata,
będziemy musieli odpowiedzieć TAK na jego zasady, detale i niuanse. Bo jeśli
zgodnie z pisowsko-katolicką subkulturą odpowiemy NIE, natychmiast spadniemy w rankingu
Unii Europejskiej oraz wszystkich tych przodujących krajów, które pozują na nowoczesne
przynajmniej w dziedzinie „kultury seksualnej”, w tym wychowania seksualnego w
domu i szkole.
Kraje Europy zachodniej takie jak W. Brytania, Francja, Niemcy
oraz Skandynawia podążają za tym trendem w zawrotnym tempie, zaś sprawy
seksualnej świadomości społeczeństw traktują pierwszoplanowo, zaraz za
zbrojeniami i handlem bronią. Trochę wolniej ten proces przebiega w Stanach
Zjednoczonych, ponieważ tam poszczególne stany mają wolną rękę we wprowadzaniu
w życie federalnego programu, podobnie jak legalizowanie marihuany i innych
środków towarzyskiej relaksacji, a więc wprowadzanie w życie oprawionej w ramki
przepisów i praw zasady podstawowego nauczania seksu w szkole, również odbywa
się w niejednakowym tempie. Natomiast w ogonie pod tym względem wloką się kraje
od wieków katolickie, gdzie nadal jeszcze pokutuje przestarzała i niemodna
średniowieczna moralność. Takie na przykład jak Polska.
Federacja Rosyjska odpowiedziała zdecydowanie NIE na próby
infiltracji społeczeństwa przez „postępowe” grupy seksualnych teoretyków oraz
praktyków próbujących przepchnąć swoje przekonania podczas demonstracji pod
tęczowymi sztandarami. Wywołało to oburzenie nie tylko idących z duchem czasu
krajów Zachodu, ale również wszystkich organizacji społecznych, w tym tych,
które zajmują się prawami kobiet, dziecka i człowieka. Do ogólnoeuropejskiej
rusofobii doszła jeszcze jedna etykieta: Otóż Rosja jest krajem zacofanym pod
każdym względem, gnębiącym swoich obywateli poprzez wtrącanie się w ich życie
prywatne, a głównie w ich orientację seksualną, do której mają niezbywalne
prawa. W ramach demonizowania Rosji i propagandowej rusofobii oskarżono
rosyjski parlament, policję i Putina o prześladowania i aresztowania tych,
którzy poważyli się odważnie protestować domagając się legalizacji
jednopłciowych związków małżeńskich, adopcji dzieci chcianych i aborcji dzieci
niechcianych oraz operacji zmiany płci za państwowe pieniądze. Zachodnie media
przez jakiś czas puszczały fałszywe informacje o więzieniach w Rosji pełnych
pedałów i lesbijek, torturach oraz prześladowaniach dewiantów w muzułmańskiej
Czeczenii. Tylko patrzeć, jak USA zainicjują kolejną zbrojną krucjatę, która
obok walki o pokój, demokrację, sprawiedliwość oraz prawa człowieka (a la USA
oczywiście!), będzie wprowadzać orientację seksualną, czyli prawo do
demonstrowania różnego rodzaju dewiacji. Dowodem są zarzuty wymierzone w nadal
purytańskie Chiny, Indie i inne kraje azjatyckie, których orientacja seksualna
jest jeszcze zgodna z Naturą i jej prawami.
Jakie to prawa? Wszyscy dobrze wiemy, że z małymi wyjątkami
wszystko co żyje na tej planecie posiada dwie płci. Jedynie człowiek, zwany tu
i ówdzie „szczytem Stworzenia”, może sobie pozwolić na luksus posiadania
dewiacji seksualnych. Gdybyśmy chcieli podzielić ich na grupy, musielibyśmy
zacząć od głównego podziału na lesbijki i homoseksualistów, u których
psychiczno-mentalna orientacja seksualna nie zgadza się z fizyczną płcią
„przydzieloną” podczas zapłodnienia. Pierwszą grupę, lesbijek, dzielimy dalej
na dwie grupy – wiemy bowiem, że w związku partnerskim dwóch kobiet, jedna z
nich jest na ogół bardziej „męska”, a druga bardziej „kobieca”. Podobnie rzecz
się ma z homoseksualistami płci męskiej, z których jeden jest bardziej „męski”,
a drugi „kobiecy”. Tego typu orientacja odzwierciedla się w rolach, jakie
spełniają poszczególne strony związku podczas wspólnego życia pod jednym
dachem, a także – a może przede wszystkim – w łóżku.
Ten ogólny, podstawowy podział istniał od samego początku
ludzkości. Dewiacje seksualne zawsze istniały, ale nie mówiło się o nich
głośno, bądź dlatego, że to temat wstydliwy – co miało bezpośredni związek z
nienaturalnością zjawiska – bądź dlatego, że zabraniały tego kanony religijne i
zasady etyczno-moralnego kodeksu postępowania społecznego. Świadomość
nienaturalności związku stworzyła potrzebę ukrywania się przed „normalnymi”
ludźmi, co zapobiegało domysłom i plotkom.
Poza naturalnym istnieniem nienaturalnych zjawisk, są również
zjawiska nienaturalne, które występują w nienaturalny sposób. Na przykład o ile
te pierwsze są w pewnym sensie wrodzone, o tyle drugie są nabyte poprzez
przebywanie w środowisku osób zaangażowanych w dewiacyjne uprawianie seksu. I
tu leży pies pogrzebany. Dlatego rosyjscy ustawodawcy za przestępstwo
kryminalne uważają propagowanie dewiacji wśród dzieci i młodzieży, czyli surowo
zabrania się rozpowszechniania publikacji pornograficznych, a także magazynów,
książek i filmów o tematyce związanej z nienaturalnymi metodami uprawiania
seksu. Tymczasem trend „gender” zakłada, że po legalizacji jednopłciowych
związków partnerskich, następnym krokiem będzie kwestia adopcji dzieci,
ponieważ o ile w związku dwóch kobiet jedna z nich może „zrobić sobie dziecko”
w taki lub inny sposób, o tyle w związku dwóch mężczyzn jedynym wyjściem jest adopcja
dziecka.
W obu przypadkach „pojawienia się” dziecka w takich związkach,
będzie ono wychowywane w takiej orientacji seksualnej, jaka panuje w tym
związku. Inaczej mówiąc, adoptowana lub „zrobiona sobie” dziewczynka żyjąca w
„rodzinie” lesbijskiej, ma wielkie szanse, żeby też zostać lesbijką – np.
będzie miała nabyty lęk i niechęć w stosunku do płci przeciwnej. Analogiczna
sytuacja występuje w męskim związku seksualnym, gdzie chłopiec może zostać
homoseksualistą już od najmłodszych lat. Czyli „czym skorupka nasiąknie za
młodu, tym na starość trąci”. Niewątpliwie okres dojrzewania u takich dzieci
może zaowocować zainteresowaniem płcią przeciwną, ale ten skądinąd zupełnie
naturalny pociąg może być stłumiony lub nawet całkiem zahamowany przez
nieodpowiednie wychowanie od dziecka. A zatem adoptowanie, a następnie
wychowanie przybranego dziecka jest w istocie wchodzeniem z butami do jego
psychiczno-mentalnego wnętrza, z góry ustalając jego orientację seksualną,
dopasowaną do orientacji opiekunów, czyli pogwałceniem jego prywatności i prawa
stanowienia o sobie tak głośno propagowanego przez ten sam trend „gender”.
No ale ad rem jak mawiali starożytni Rzymianie. Leży przede mną
ulotka wypuszczona ostatnio przez kontrowersyjną organizację Coalition for
marriage, którą znalazłem w mojej puszce na listy. Naczelnym celem organizacji
jest ostrzeżenie, że w australijskim parlamencie toczy się debata na temat
ustawy o legalizacji jednopłciowych związków partnerskich i co za tym idzie
zmiany lub modyfikacji szeregu praw i regulaminów dotyczących instytucji
małżeństwa.
Ulotka ostrzega, że głosując TAK, Australijczycy zgadzają się
na legalizację i w związku z tym są za postawieniem na głowie wszystkich
dotychczasowych zasad związanych z legalnym współżyciem pod jednym dachem
dwojga lub dwóch współmałżonków.
Wśród wielu aspektów małżeństwa, takich na przykład jak
wspólnota własności majątkowej, dziedziczenia majątku, zawarcia związku i jego
rozwiązania (separacja i rozwód) itd., na ostrzu noża postawiona została
kwestia dzieci, która w związku partnerskim odgrywa jedną z ważniejszych ról.
Jak wyżej powiedziano, lesbijki mogą mieć dzieci w wyniku „odskoku na bok” i
wejścia w chwilowy związek z przygodnym mężczyzną lub poprzez in vitro. Związek
męskich homoseksualistów oczywiście na to nie pozwala i jedynym rozwiązaniem
jest adopcja.
Ewentualna zmiana ustawy musi zatem wziąć pod uwagę jednoznaczne
zrównanie pod względem prawnym dzieci pochodzących z tych jednopłciowych
związków z pochodzącymi ze związków dwupłciowych. Mniej ważnymi innowacjami
nowego systemu mają być takie posunięcia jak usunięcie ze wszystkich formularzy
(w tym paszportowych) pytania o płeć, zmiana oznakowania toalet publicznych,
zakaz zwracania się „per pani/pan” w tych krajach, gdzie to jest przyjęte (np.
w Polsce, we Włoszech, w Hiszpanii itp.), czyli wyrzucenie ze zwyczajowych
sposobów ekspresji w mowie i piśmie takich zaimków osobowych jak „on” i „ona”.
Natomiast o wiele
poważniejszym problemem są radykalne zmiany w systemie nauczania w szkole
dzieci, które w olbrzymiej większości narodzone zostały jako normalne,
dwupłciowe osobniki. Autorzy ulotki twierdzą, że głosowanie TAK, czyli zgoda na
legalizację jednopłciowych związków, prędzej lub później musi się odbić na tym
systemie w szkołach wszystkich rodzajów i stopni, czyli od przedszkola
począwszy, na uniwersytecie skończywszy. Dzieci nie będą ubrane zgodnie ze
swoją płcią, lecz zgodnie z dyktatem szkoły, która ustali znormalizowane
umundurowanie uczniów ukrywające rzeczywistą płeć dziecka pod bezpłciowym ubraniem.
Szatnie, prysznice i toalety będą „wielopłciowe”, tzn.
korzystać z nich mogą w tym samym czasie chłopcy i dziewczęta plus osobniki
zaliczane do transgender, o ile takie w tej szkole się znajdą. Nawiasem mówiąc
ta koncepcja wywodzi się z nowatorskiej, karkołomnej zasady mówiącej, że każdy
człowiek ma prawo do określenia swojej orientacji seksualnej bez względu na
płeć jaką przyniósł sobie wraz z narodzeniem. Na przykład urodzona dziewczynka
może w pewnym momencie swojego dziecięcego życia postanowić, że od tej chwili
nie jest już dziewczynką, lecz chłopcem, będzie zachowywać się, ubierać i mówić
jak chłopiec, i zadawać się wyłącznie z chłopcami. Szkoła ma dać warunki do
takiej zmiany, czyli zaprojektować odpowiedni mundurek i zapewnić „neutralne”
otoczenie, w którym ta odmieniona dziewczynka będzie się czuła dobrze, zgodnie
ze swoją nową orientacją seksualną.
Ulotka mówi dalej, że szkoła będzie uczyła od samego zarania,
że sprawa płci jest płynna i nie zależy od względów biologicznych. Inaczej
mówiąc, dziecko może sobie zmieniać płeć (we własnej imaginacji) dowolnie i tak
często jak mu się spodoba, zaś szkoła i rodzina ma się temu podporządkować.
Ulotka cytuje książkę „The Gender Fairy” (Bajka o płci), adresowaną do dzieci
od czwartego roku życia w górę, która uczy dzieci, że żadne z nich nie może być
nazywane chłopcem lub dziewczynką. Chłopcy, którzy uważają się za dziewczynki,
powinni nosić dziewczęce ubrania (w domu i miejscach publicznych) oraz używać
żeńskich toalet, dopóki wszystkie toalety nie zostaną „zneutralizowane”. Ulotka
ostrzega, że gdy tylko przejdzie ustawa o jednopłciowych małżeństwach, do szkół
wszystkich stopni (w tym również prywatnych i prowadzonych przez różne
organizacje religijne), zostanie wprowadzony system pn. „Safe Schools” (Bezpieczne
szkoły). Program ten jest normalnym następstwem wprowadzenia w życie ustawy i
będzie obowiązkowy.
Powyższe modyfikacje praw i zasad etyczno-moralnych prowadzą
prosto do ograniczenia praw rodzicielskich w stosunku do wychowywanego dziecka.
Na przykład tam, gdzie wprowadzono obowiązkowy system „bezpiecznych szkół”,
rodzice nie mogą odebrać dziecka z takiej szkoły. Jak oświadczył sędzia
kanadyjskiego sądu, „szkoła może anulować prawa rodzica”.
Program nauczania w tych szkołach, które go wprowadziły, zawiera
bardzo wczesną edukację seksualną, rozpoczynaną od pierwszej lub wstępnej
klasy, czyli na ogół w wieku lat 5 – 6, choć wiele dzieci ma do czynienia z
zabawkami i zabawami seksualnymi wcześniej, już od czasów przedszkolnych. Program
„bezpiecznych szkół” przewiduje tłumaczenie dzieciom funkcji płciowych, budowy
organów wewnętrznych i zewnętrznych, demonstracje obrazków i modeli, a
następnie zachęcanie do próbowania i doświadczania samemu w przyciemnionym
pokoju. To wszystko w ramach obowiązkowej lekcji.
Na koniec ulotka informuje, że głosowanie TAK, czyli zgoda na
legalizację jednopłciowych małżeństw, jest równoznaczne z głosowaniem NIE w
kwestii praw rodzicielskich, czyli praktycznie rezygnacją z tych praw. Tyle
ulotka.
Program „bezpiecznych szkół” ma na celu anihilację „bullying”,
czyli przezywania się i naśmiewania, upokarzania jednych dzieci przez drugie,
tworzenia się w klasie zwalczających się „obozów” i innych antagonizmów na tle
płciowym, rasowym, religijnym itd. Według teoretyków tego programu szkoła ma
być wolna od tego typu przejawów niechęci i nienawiści poprzez zrównanie
wszystkich uczniów. Bowiem, gdy zanikną różnice płciowe, w przypadku pojawienia
się w szkole młodocianego pedała (lub chłopca posiadającego takie inklinacje)
lub dziewczynki preferującej towarzystwo chłopców, nikt nie będzie zaskoczony i
dziecko skrzywione bądź od urodzenia, bądź w wyniku wychowania w rodzinie
jednopłciowej, nie będzie przedmiotem naigrywania się klasy.
Czy znaleziono panaceum na odwieczny problem znęcania się jednych
uczniów nad drugimi, nie jestem pewien. Jestem jednak pewien, że opisane metody
i posunięcia mogą jedynie zwiększyć zainteresowanie seksem zbyt wcześnie z
wielkim i wieloaspektowym bagażem późniejszych problemów społecznych. Dewiacje
seksualne są rzeczą normalną, ale nie są na pokaz. Nie są powodem do dumy i nie
czynią człowieka wyjątkowym.
Szkoda tylko, że rządy wielu krajów zdają się patrzeć przez
palce i starają się nie zauważać szkód jakie zostaną wyrządzone nowym
pokoleniom. Zgoda na pogwałcenie odwiecznych praw i zasad społecznych dzisiaj,
może stworzyć precedens mechanicznego podejścia do seksu jutro, zatracając nie
tylko jego romantyzm, ale bezpowrotnie niszcząc emocjonalne, mentalne i duchowe
aspekty seksualnego doznania.
Piotr Listkiewicz, Australia, wrzesień 2017